Ambasador: Roman Wieczorek

Ambasador: Roman Wieczorek

Imię i nazwisko: Roman Wieczorek

Na początek rozmowy proszę powiedzieć: jak wyglądała Pana kariera zawodowa? 

Moja kariera zawodowa jest dość kolorowa. Zaczęło się od studiów prawniczych w latach 70-na UAM w Poznaniu. W roku 1980 przeniosłem się z Poznania do Leszna i … tak już zostało. Pierwsza praca i doświadczenie zawodowe to Urząd Wojewódzki w Lesznie, równolegle aplikacja radcowska. Funkcjonowanie w tym zawodzie było dla mnie bardzo ciekawe, szczególnie że w latach 90-ych, po zmianach ustrojowych, potrzeba tych kompetencji była naprawdę spora. Widziałem, jak powstawał biznes prywatny, jak tworzyły się firmy, pisałem umowy spółek (niektóre funkcjonują do dziś). Mocno zaangażowałem się w zmiany samorządowe lat 90-ych, byłem dyrektorem biura Delegata Pełnomocnika Rządu, gdzie wraz z Sędzią Janem Futro i małym zespołem wspieraliśmy wprowadzanie reform dotyczących samorządu terytorialnego w ówczesnym województwie leszczyńskim. Wtedy wszyscy się uczyliśmy, jak buduje się nowy samorząd – co to jest rada gminy, czym jest sejmik wojewódzki, jakie kompetencje ma prezydent a jakie burmistrz itd. 
Wracając do biznesu - obserwowałem, że firmy powstające w latach 90-ych rozwijały się dynamicznie, właściciele mieli wielką energię i pokazywali odmienny świat myślenia. Będąc blisko tych firm, wówczas jako radca, zauważyłem, że ten proces zmian zachodzących w biznesie jest niesłychanie ciekawy, rozwijający i pełen kreacji. 
Te moje zainteresowania, a także kilka szczęśliwych zbiegów okoliczności, doprowadziły do tego, że zaproponowano mi stanowisko wiceprezesa, a później prezesa ówczesnego Leszczyńskiego Przedsiębiorstwa Budowlanego. Firma zatrudniała 500 osób, miała ponad 100 milionów rocznego obrotu, realizowała wielkie zadania w różnych miejscach w Polsce. Tu rozpoczęła się moja kariera menedżerska. Uczyłem się od najlepszych - szczególnie wspominam Prezesa Jerzego Kaczmarka. LPB ostatecznie zostało wchłonięte przez dużą międzynarodową firmę Skanska. W roku 2002 zaproponowano mi funkcję wiceprezesa, a po krótkim czasie prezesa zarządu na Polskę. Pamiętam kwiaty otrzymane na pożegnanie z Lesznem od ówczesnego Prezydenta miasta, Tomasza Malepszego – bo wtedy rzeczywiście zacząłem nieco oddalać się od Leszna, przynajmniej fizycznie – zamieszkałem w Warszawie i rzadko bywałem w Lesznie. Skanska w Polsce to było 5000 pracowników i 4 miliardy obrotu rocznego.
W 2010 r. zostałem powołany jako pierwszy i jedyny do tej pory Polak do 7-osobowego zarządu całej korporacji, z siedzibą w Sztokholmie. Cała firma zatrudniała 55.000 osób (prawie tyle, ilu jest mieszkańców Leszna), ale w sumie na całym świecie - Ameryka Południowa, Stany Zjednoczone, Skandynawia, Europa Środkowa, Wielka Brytania - dla firmy pracowało na co dzień 250.000 ludzi, łącznie z podwykonawcami i dostawcami. Wtedy przeprowadziłem się do USA, zamieszkałem na pewien czas w Nowym Jorku, codziennością był Sztokholm. Przez 2 lata mieszkałem w Pradze, bo byłem prezesem zarządu Skanska Czechy, Słowacja, Rumunia. 
W 2017 roku uznałem, że czas trochę „odpuścić”, bo moja praca była całkowitym poświęceniem. Wróciłem wówczas do Leszna, do źródła. Tutaj zacząłem interesować się tym, jak swoje doświadczenie i „prezent od życia”, jakim była moja droga zawodowa, przekazać dalej. Otrzymałem propozycję współpracy z Uniwersytetem Warszawskim, zostałem pierwszym Przewodniczącym Rady Uczelni Uniwersytetu Łódzkiego. Wykładam zarządzanie na studiach MBA. Jednak nadal biznes operacyjny był mi bliski. I odkryciem był kontakt z Instytutem Biznesu Rodzinnego w Poznaniu, gdzie dr Adrianna Lewandowska (leszczynianka z pochodzenia) otworzyła mi oczy na firmy rodzinne, na to, jak bardzo zarządzanie biznesem i rodziną jest trudne, ale niesamowicie ciekawe. A firmy rodzinne to fundament światowego i polskiego PKB. Często są to firmy małe, lokalne, znane nam z codzienności, ale są i te wielkie, wręcz światowe korporacje – na przykład Volkswagen, Auchan, Wallmart, Porsche – nawet o tym nie wiemy. U nas w Polsce – Kross, Mokate, Answear, Ochnik … a także – by daleko nie szukać – Werner Kenkel, Jamalex, Mercedes Duda - Cars. Z firmami rodzinnymi współpracuję, dzieląc się doświadczeniem menedżerskim i życiowym.

Przejdźmy do pasji – co lubi Pan robić w wolnym czasie?

Zawsze strasznie ciekawa była dla mnie możliwość współpracy z ludźmi, pomaganie im w rozwoju, a w efekcie obserwowanie ich sukcesów. Ale to łączy się z koniecznością stałego, osobistego rozwoju. 

Czyli hobby i praca – to dla Pana to samo?

Trochę tak było i jest! Natomiast w wolnym czasie lubię słuchać muzyki, lubię poezję, książki, zwiedzanie, zawsze interesowała mnie historia i, szerzej, otaczający Świat. 

A czy przed przyjazdem do Leszna w 1980 roku znał Pan nasze miasto ? 

Nie, i to tylko życie może napisać taki scenariusz. Ja byłem w Lesznie pierwszy raz w życiu, gdy rozpocząłem pracę, ale mój Ojciec był przed wojną oficerem 17 Pułku Ułanów Wielkopolskich, który stacjonował w Lesznie, a mama przed wojną - mieszkając w Bojanowie - chodziła do szkoły na placu Kościuszki! 

A teraz następne pytanie: co oznacza dla Pana hasło tegorocznej kampanii „Leszno. Jestem tu”?

Hasło bardzo mi się spodobało, bo nawiązuje do spraw, którymi się zajmowałem – byłem i do dziś jestem pasjonatem idei samorządu, szeroko rozumianej. A że zawsze byłem zwolennikiem demokracji i tego, co powstało jeszcze w Atenach 5 wieków przed naszą erą, to samorząd był i jest dla mnie szansą na to, że lokalni mieszkańcy będą mogli decydować o sobie – lepiej, niż zrobi to władza centralna. Więc JESTEM TU to pieczęć na tej idei, że miejsce, w którym funkcjonuję i gdzie żyję, jest czymś ważniejszym niż tylko i wyłącznie adresem zamieszkania. Bo tu jest moje życie, tu się koncentruję, tu mogę mieć wpływ – bo to ja wybieram prezydenta i radnych – to ja mogę tu decydować. Czy z tego korzystam – to inna sprawa, ale mogę to zrobić. Zatem JESTEM TU to dla mnie podkreślenie i wzmocnienie tej idei, że powinniśmy pamiętać, gdzie mamy (na ten moment) nasze korzenie. To przypieczętowanie emocjonalnego związku, bo dom jest właśnie tutaj. 

Jakie są Pana ulubione miejsca w Lesznie?

Zawsze z wielkim zaciekawieniem oglądam leszczyński Ratusz, bo jest piękny. Niedoceniany jest także Rynek. Czasami chciałoby się więcej życia na Rynku, ale sam w sobie jest piękny. Piękne są stare kamienice. Bardzo podoba mi się, szczególnie teraz, Plac Metziga, gdzie mamy bibliotekę, szkołę i pięknie zagospodarowaną zieleń. Do tego Plac Kościuszki, który był moim miejscem pracy – ciągle zielony i ładny. Piękna jest ulica Paderewskiego. Ogromnie cenię te aktywności, które sprzyjają utrzymaniu „przy życiu” pięknych, starych, często historycznych już miejsc - Pompy, Wieniawa, Młyny. Do tego wszystkie nowe ładne osiedla - zielone, nowoczesne, które projektowane są wraz z drogami dojazdowymi i nowoczesną, elegancką architekturą. Zawsze przejeżdżając obok myślę, że świetnie, że tak szybko i dynamicznie się to rozwija.

Jakie wydarzenia i inicjatywy realizowane w Lesznie poleciłby Pan osobie spoza Leszna?

Na pewną naszą słynną LUFĘ – bez dwóch zdań! Tu jest wszystko, o czym mówiłem wcześniej: jest to lokalne, weszło już w nasze środowisko, mnóstwo ludzi ogląda. Porównuję pierwszą edycję i ówczesne niedowierzanie, jak to będzie – na ulicy ktoś ma śpiewać? Były osoby, które wtedy uwierzyły, były osoby, które powiedziały „tak” i same to zrobiły, a inni wyrazili zgodę. Jest to bardzo „nasze”, ale także bardzo „samorządowe”. Bez akceptacji i wsparcia Miasta jako Gospodarza to nie mogłoby się odbyć, ale także bez wsparcia lokalnych przedsiębiorców. To ważne, że właśnie lokalne firmy są zaangażowane.
Dalej: balony – oczywiście! A także wszystkie imprezy organizowane na lotnisku. 
Gdy pytam osoby spoza Leszna, z czym kojarzy im się Leszno, odpowiadają: …

….. „Z żużlem”?

Nie! Z basenem! Przecież basen Akwawit był pierwszym basenem w regionie, a może i w Polsce! Z żużlem oczywiście też! A do tego szybownictwo. Są to wydarzenia, które znają mieszkańcy całej Polski, często tylko przejeżdżający przez Leszno. 

Co sprawia, że Leszno jest dla Pana wyjątkowym miejscem do życia?

Tu jest wszystko, co potrzeba do normalnego funkcjonowania, uwzględniającego nasze apetyty – bo przecież poprzeczka poszła w górę, mieszkańcy oczekują czegoś więcej, niż tylko samego adresu, jak mówiłem wcześniej. Mamy zatem piękne nowoczesne galerie handlowe, dla zainteresowanych jest kino, teatr, MOK - wszystko jest dostępne. Mamy to, co niezbędne – i coś więcej. Mogę także załatwić wszystkie sprawy obywatelskie w urzędach, w miłej atmosferze. Ponadto Leszno – jest to prezent od losu – jest położone między Poznaniem a Wrocławiem, więc jeżeli ktoś ma większe potrzeby, ma tam również blisko: na przykład dostęp do uczelni wyższych, lotniska itd. Leszno co do zasady jest ciche, spokojne, można czuć się bezpiecznie. Miasto jest zielone i czyste. Jest to miasto, które się rozwija – oczywiście, nadal jest sporo do zrobienia, ale ogólnie jest tu wszystko, czego potrzebuję do życia. Średnia wielkość miasta jest jego atutem. 

Jakie zmiany zauważył Pan w Lesznie na przestrzeni ostatnich lat?

Był taki czas, że młodzi ludzie wyjeżdżali z Leszna. Jednak teraz powstające nowe osiedla zamieszkują w dużej mierze młodzi ludzie. Nie wiem dokładnie, jaki jest trend, ale naprawdę widzę tu wiele młodych osób – także w firmach, których w Lesznie i okolicach jest dużo. Nowoczesne firmy oferują im rozwój i dobrą płacę. Miasto się rozwija – czy zawsze w takim tempie, jak byśmy chcieli – trudno powiedzieć, ale na pewno rozwój jest widoczny. Komunikacja – droga S5, szybie pociągi – to elementy, które dużo nam dają.
Mamy tu jednak typową dolegliwość: nie zawsze, jako mieszkańcy, zauważamy i doceniamy zmiany. 

Dlatego właśnie mamy ambasadora, aby nam o tym przypomniał!

Tak, oczywiście! Staram się :)
Ale, na poważnie, czasami wystarczy refleksja …bo gdy wyjedziemy w inne miejsce, łatwiej jest zauważyć, że naprawdę trawa nie jest tam bardziej zielona. Rzecz w tym, że nie oznacza to, iż możemy powiedzieć: „wszystko jest ok”. Pozostaje sporo do zrobienia. Ale ważne, aby spojrzeć także z takiej perspektywy - odpowiedzialność jest również po stronie naszej, czyli mieszkańców: jak bardzo my angażujemy się w zmiany, a nie tylko wyrażamy oczekiwania. 

Co chciałby Pan zobaczyć w Lesznie w przyszłości? 

Jeszcze więcej zieleni, a także jeszcze więcej aktywności biznesowej. Mogą to być drobne rzeczy, niekoniecznie zaraz wielkie firmy, ale dzięki temu miasto zawsze zyskuje. Przydałoby się także jeszcze więcej aktywności kulturalnej, takich jaki LUFA, nie tylko latem. Mam jednak świadomość, że mamy ograniczenia finansowe, budżetowe, i że radni wcale nie mają prostego zadania. Jest ciągle wiele zaniedbań do naprawy z dawnych lat.

Jakie cechy Leszczyniaków są dla Pana najbardziej charakterystyczne?

Pracowitość i gospodarność! Widzę to na przykładzie firm rodzinnych. Coraz bardziej podoba mi się otwartość: to, że ludzie wyjeżdżają stąd (nawet tylko na wakacje), poszukują, a potem wracają i wdrażają nowe pomysły. Ludzie są tu po prostu sympatyczni. Obok tego, uważam, że powinniśmy myśleć, że nie jesteśmy „tylko” z Leszna – jesteśmy z Europy, powinniśmy myśleć uniwersalnie, być otwarci na Innych, nie zamykać się i antagonizować. Bo nowoczesność w XXI wieku to właśnie brak uprzedzeń, akceptacja inności, rozwój.  

Czy jest jakaś ciekawostka związana z Lesznem, którą chciałby się Pan podzielić?

Nie znam żadnej, z którą mógłbym się „tu i teraz” podzielić. Ale jednak: bardzo podobają mi się wystawy plenerowe, prezentowane przez Muzeum Okręgowe przed dawną synagogą. To niesamowite źródło informacji i ciekawostek dotyczących wydarzeń, które kiedyś miały tu miejsce. Działo się tu tak wiele rzeczy, które rzutowały co najmniej na całą Wielkopolskę, ale nie tylko - na przykład działania Komeńskiego lub dra Metziga, rodziny Leszczyńskich. Powinniśmy poznać i dzielić się tą wiedzą, by być dumnym z naszego Leszna. Ale nie chodzi przy tym tylko o to żeby być dumnym, ale by wiedzieć, z czego mogę być dumny.